sobota, 16 lipca 2011

Koty jak poduchy uśmiechają się do mnie

...Proszę...
Jego zamglone oczy ucieleśniały psią prośbę o resztki jedzenia. Leżała na wybebeszonym, wielkim łóżku. Było naprawdę ogromne, jak jego właściciel. Twarde i mocno sfatygowane. Dookoła walały się misie...różnej maści, pochodzenia, wielkości i stopnia zużycia. 
-Pamiątki z podróży- powiedział wcześniej, biorąc do ręki małego, szarego.
-Ładne-stwierdziła zaglądając innemu, wytartemu misiowi prosto w paciorkowe oczka.

...Proszę...
Pokręciła głową. Smutek zalał mu oczy.

...Proszę, co ci szkodzi???...
"Twoje tłuste koty mi szkodzą", pomyślała, ale tylko skinęła głową z rezygnacją, byleby znów nie zabrzmiało jego żałosne skomlenie. Rozbłysnął nagle, klasnął w dłonie i pobiegł, a raczej poczłapał do kuchni. Tłuste koty olbrzymy badały jej nagość. Wstydziła się ich jak samego Pana Boga. Gdy wchodzili do mieszkania wyprysły na klatkę schodową i wszystkie co do jednego śmiały mu się bezczelnie w twarz. Zezłościł się, zsapał, a jego ciężkiej kroki mącąc ciszę dudniły i biły po ścianach jak  w opuszczonym szpitalu. Była może 2 w nocy. Pewnie i tak wszyscy sąsiedzi znają na pamięć scenariusz powrotów do domu przebrzmiałego baletmistrza alkoholika. Słoniowy, rozszurany człap plus stukot damskich szpileczek. Potem rytualny taniec poskramiający drwiących z niego braci mniejszych. Pewnie nikogo już to nie dziwi, nie wzrusza...

Koty jak olbrzymie poduchy obstąpiły ją, czekając obojętnie. Otworzyły szerzej ślipia gdy wrócił roziskrzony, niosąc olbrzymi, aluminiowy garnek wody.



fot. Paweł Sujecki




*CDN*

2 komentarze:

Dziękuję za każdego słowa cień...
nić myśli wysnutą, splątaną... :)